piątek, 19 lipca 2013

Nawyki żywieniowe

W moim domu rodzinnym jadło się dużo i tłusto. Babcia robiła pyszne kluski, sosy itp. Odkąd ja zaczęłam gotować (miałam wtedy 14 lat) próbowałam inaczej, jakieś kotlety z warzyw, więcej kaszy ale rodzince nie bardzo to pasowało. Był czas, że gotowałam dla nich, sama będą na diecie i dawałam radę.
Jak zamieszkałam sama a potem z mężem to już miałam większe pole do popisu.

Jak słusznie napisała jedna z osób w komentarzu, najważniejsza jest zmiana nawyków żywieniowych. Moja kuchnia w sumie jest zdrowa. Nie pijemy gazowanych, pełnych chemii napojów. Czasami coca cola - pomagała mi bardzo na zgagę jak byłam w ciąży. Jemy dużo kasz, ryżu, warzyw i owoców. Mało smażonego mięsa, więcej pieczonego, duszonego lub gotowanego, więcej drobiu niż innych mięs. Ja słodzę tylko kawę. Pijemy dużo niegazowanej wody, herbaty owocowe, zielone.

I się trzymałam, w pierwszej ciąży przytyłam ok 9 kg, więc wydawało mi się, że szybko schudnę. Tyle nasłuchałam się o chudnięciu jak się karmi piersią. Karmiłam i niestety za dużo jadłam. W drugiej ciąży na początku schudłam 7 kg. A po ciąży historia się powtórzyła. Teraz najmłodszy skończył 15 m-cy. A ja zaczynałam już ważyć jak bym była w ciąży.

Jednak zbyt duża ilość żarełka, późne kolacyjki i mnóstwo słodyczy zrobiły swoje.

Dobrze, że najbliżsi mi kibicują, ciężko mi było przestawić się z myślenia o sobie jako szczupłej osobie, na stanięciu w prawdzie i stwierdzeniu, że mam nadwagę. Ale już się z tym uporałam.

Ponieważ ja gotuję to i maż i synowie jedzą to co ja. Im oczywiście pieczywa nie odmawiam. I jedzą czasami kluski, placki, naleśniki. Posiłki staram się robić urozmaicone żebyśmy wszyscy byli zadowoleni.
Na szczęście wszyscy lubimy kaszę i ryż. ( u mojej mamy muszą być ziemniaki bo ojczulek nie lubi kaszy). Jestem na tym etapie, że mogę robić bardziej kaloryczne jedzenie dla chłopaków sama go nie jedząc lub jedząc np. jednego naleśnika a nie 5. Teraz nawet słodycze w domu mi nie przeszkadzają. Zawzięłam się i już.

Pomocne są dla mnie jadłospisy. Przeważnie w piątek wieczorem planuję obiady na cały tydzień. Pytam mężusia na co ma ochotę, sprawdzam co jest w domu a co trzeba dokupić. Od razu sporządzam listę zakupów. Jest to dla mnie oszczędność i czasu, i pieniędzy. Wcześniej jak wymyśliłam co chcę zrobić na obiad często mi czegoś brakowało i pędziłam do sklepu. I przeważnie wychodziłam z siatką zakupów a szłam po jedną rzecz. Oczywiście nie jestem niewolnicą  jadłospisu i jak mamy ochotę na coś innego to zamieniamy.

Wczoraj tak się zakręciłam, że zapomniałam o jednym posiłku i zjadłam tylko 650 kalorii. Ćwiczyłam i spaliłam 400, dodając inne czynności z całego dnia to wychodzi na to, że spaliłam dużo więcej niż zjadłam. Dietetycy nie byliby ze mnie zadowoleni bo trochę za mało, i za mało wapnia. Ale miałam jeszcze coś zjeść tylko nie poczułam głodu i zapomniałam, i poszłam wcześniej spać.
Dziś się poprawiłam i zjadłam ok 1200 kcal, prawie 1000 mg wapnia.



2 komentarze:

  1. Podziwiam cie za zapał, ja jednak jestem słaba, nie trzymam w domu słodyczy i innych niezdrowych przegryzek, bo zbyt kuszą. Jak ich nie ma jest dobrze a jak pojawią się w zasięgu wzroku próbuję wymyslac sobie różne usprawiedliwienia, ale powoli jest coraz lepiej. Paczka ciastek leży ukryta w szafce nienaruszona. Jadłospisy to świetna sprawa. Ja nie mogę się zebrać, żeby coś takiego wymyśleć na cały tydzień, zwłaszcza, że ciągle się dokształcam i wyszukuję nowe przepisy, a nie jestem najlepszą kucharką. Moje zupy były ostatnio tak jałowe, że mój mąż stwierdził, że od tej pory to on będzie gotował zupy. Byłabym ci bardzo wdzięczna gdybyś napisała taki jadłospis ze swojego tygodnia a najlepiej z listą zakupów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się wkrótce napisać taki jadłospis :)

    OdpowiedzUsuń